Od renesansowych Włoch do teraz, jak epidemie ukształtowały rozmowy na temat ubogich i zdrowia publicznego
Zachęcano do nowych opinii, a włoska polityka zdrowotna w XIV-XV wieku była dość niezwykła, ponieważ łączyła zdrowie publiczne z życiem biednych i ich dostępem do żywności.

WEJŚCIE BRATA JANA
BRAT JAN: Święty franciszkanie! Bracie, ho!
WEJDŹ BRATA LAURENCE
FRIAR LAURENCE: Ten sam powinien być głos fr. Johna.
Witamy z Mantui. Co mówi Romeo?
Lub, jeśli jego umysł jest napisany, daj mi jego list.
BRAT JOHN: Zamierzam znaleźć bosego brata,
Jedno z naszych zamówień, aby mi towarzyszyć,
Tu w tym mieście odwiedzam chorych,
I znaleźć go, poszukiwacze miasta,
Podejrzewam, że oboje byliśmy w domu
Gdzie panowała zakaźna zaraza,
Zapieczętował drzwi i nie chciał nas wypuścić.
Tak więc moja prędkość do Mantui została tam utrzymana.
FRIAR LAURENCE: Kto w takim razie nosił mój list do Romea?
BRATA JAN
Nie mogłem tego wysłać – oto jest znowu –
Nie proś posłańca, aby ci to przyniósł,
Tak bardzo bali się infekcji.
Romeo i Julia (1597), akt 5, scena II
Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że ostatni tragiczny zwrot w grze zależy od „blokady”. Romeo został wygnany z Werony, a Juliet została zmuszona przez rodzinę do poślubienia Paryża. W desperacji zwróciła się do brata Laurence'a, który raczej puścił wodze fantazji. Jego plan był następujący: dał Juliet eliksir nasenny, który nadałby jej tak śmiertelną bladość, że wszyscy uznaliby, że umarła i odwołają małżeństwo z Paryżem. Leżała w rodzinnej krypcie, a w międzyczasie brat John zabierał list brata Laurence'a do Romea (w Mantui) wyjaśniający spisek. Miał pobiec z powrotem, obudzić Juliet i zabrać ją. Niestety, brat John został poddany kwarantannie, ponieważ dobry brat zajmował się chorymi i dlatego nie mógł dostarczyć listu na czas, co spowodowało śmiertelną nieznajomość wielkiego spisku Romea. Romeo usłyszał o „śmierci” Julii, znalazł ją leżącą w krypcie i popełnił samobójstwo, niestety na chwilę przed przebudzeniem. Nagłe blokady w przypadku braku planów awaryjnych są zawsze bardzo tragiczne.
Od czasu Czarnej Śmierci (1347) w północnej i zachodniej Europie miały miejsce cykliczne wybuchy epidemii dżumy. Region bardzo ucierpiał i choroba odcisnęła piętno na psychice dramaturgów i malarzy przez wieki później.
Na szczęście były to także lata renesansu i zachęcano do nowych opinii, dlatego włoskie miasta-państwa uznały ideę „zdrowia publicznego” i powoli skupiły swoje wysiłki na stworzeniu szablonu do powstrzymywania epidemii. Włoska polityka zdrowotna w XIV-XV wieku była dość niezwykła, ponieważ łączyła zdrowie publiczne z życiem biednych (nie w najbardziej łaskawy sposób, ale później) oraz z ich dostępem do żywności. Uważano, że powstrzymanie choroby podczas wybuchu epidemii wymaga lat przygotowań instytucjonalnych, które obejmowały poprawę ogólnego stanu zdrowia ubogich. W ten sposób włoskie miasta-państwa powołały stałe komisje ds. zdrowia: sanità. Do czasu kolejnej wielkiej epidemii dżumy we Włoszech (1629-1631) przygotowano sanitariusze.
Szpitale w średniowieczu były zarządzane z dotacji i darowizn od króla i były raczej ośrodkami współczucia (a nie leczenia): zajmowały się „podrzutkami” poprzez organizowanie mamek, działały jako sierocińce i opiekowały się umierającymi. Sanita starała się je „zmodernizować”, zatrudniając lekarzy i chirurgów (medici del pubblico), którym wypłacano pensje państwowe za bezpłatne leczenie pacjentów.
Sanità bacznie przyglądała się również miejskiej biedoty, „tych, którzy mieszkali i pracowali w zaułkach”, a podczas rozdawania bezpłatnej pościeli itp. zwracali się również do „dżentelmenów zarządzających dzielnicą”, którzy zapewniali im opiekę. odpowiednich warunków sanitarnych, żądając, aby nie spali na mokrych podłogach i codziennie opróżniali swoje szamba.
Przy najmniejszym śladzie epidemii sanitariusze zarekwirowali klasztory i zakony oraz założyli szpitale izolacyjne (lazaretti) dla chorych i umierających. To do nich należało ogłoszenie generalnego kordonu sanitarnego, czyli ustalenie zasad, które decydowały, kogo wpuścić do miasta w czasie epidemii, kogo poddać kwarantannie, a także kogo wysłać do lazaretti. Sanita miała własną specjalną policję, która pilnowała, by wszyscy przestrzegali zasad, a także własną magistrat, która miała ścigać przestępców.
Giulia Calvi i John Hendelson napisali fascynujące książki na temat dżumy florenckiej (1630-1631), opierając się na bogatej dokumentacji dżumy w oficjalnych kronikach (i prywatnych pamiętnikach obywateli), a także oficjalnych odpowiedzi na zarazę, które są z kolei dostępne w szczegółowej korespondencji pomiędzy urzędnikami służby zdrowia, księgach rachunkowych sanità, a także w aktach sądowych sanità.
Sanita miała dziwną relację z biednymi. Jej zdaniem po prostu brakowało im godności i dyskrecji, by „zerwać łańcuch” podczas epidemii. W tym samym czasie sanitariusze uznali również, że ich nękane głodem i osłabione ciała bardzo podatne na chorobę ubogich (kroniki florenckie przyznają, że głód, bezrobocie na dużą skalę i gwałtowne konflikty religijne w latach poprzedzających zarazę z 1629 r. -1631 bardzo naraziło chłopów i rzemieślników). W ten sposób wysiłki sanity w zakresie zdrowia publicznego koncentrowały się zarówno na moralnej, jak i fizycznej poprawie ubogich: w kierunku poprzedniego celu najpierw zbadała, a następnie uregulowała zachowanie, a pod tym ostatnim celem dość znacznie poluzowała swoje sznurki.
Giulia Calvi zgadza się, że przepisy sanitacyjne w przeważającej mierze interweniowały i badały życie ubogich, ale było tak przede wszystkim dlatego, że takie życia były łatwo dostępne dla oficjalnej kontroli.
Francesco Rondinelli był oficjalnym kronikarzem dżumy florenckiej i odnotowuje „łańcuch wydarzeń”, które sprowadziły zarazę do Florencji. Opisuje sceny w najdrobniejszych szczegółach, tak jakby sam był obecny: pewnego gorącego letniego dnia hodowca drobiu zszedł ze wzgórz Bolonii, „trochę powłócząc nogami”, ze spuszczonymi oczami i apatycznym ciałem. oscyluje bardzo nieznacznie, gdy szedł. Przybył do florenckiej wioski Trespiano, gdzie strażnicy powinni byli go natychmiast odesłać, ale twierdził, że jest spokrewniony z Viviano, mieszkańcem wioski, i że pozwolono mu wejść. Viviano zgodziła się go przyjąć i w ciągu kilku dni hodowca drobiu, jak również cała rodzina Viviano, zginęli od zarazy. W międzyczasie Sisto, kupiec wełny z Florencji, przybył do wioski Trespiano, aby kupić tanią wełnę. Zabrał zarazę „ukrytą w belach wełny” do Florencji i zaraził wszystkich swoich robotników. Sisto również stał przy jego oknie i patrzył niedyskretnie na podwórze wdowy, która akurat była jego sąsiadką. W ciągu kilku dni zmarła wdowa i jej dzieci; Cały warsztat Sisto również zginął.
Rondinelli odtwarza te „łańcuchy interakcji”, pisząc z dezaprobatą (i z perspektywy czasu) zachowanie, które sprzyjało rozprzestrzenianiu się choroby: Viviano był lekkomyślny, by przyjąć swojego krewnego; Sisto był nieroztropny, jadąc do Trespiano po tanią wełnę, a także spoglądając na podwórze sąsiada. Wdowa nie powinna tak długo wylegiwać się na swoim dziedzińcu. Sanita ze swojej strony opierała się na tych narracjach, aby zidentyfikować wzorce zachowań, które zasługiwały na zakaz, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się chorób.
Zasady Sanita zakłóciły najbardziej podstawowe ludzkie instynkty: jak litowanie się nad chorymi krewnymi i dawanie im schronienia, wychodzenie z domu, a nawet poruszanie się po dziedzińcach lub stanie przy oknie. Antonio Trabellesi został postawiony przed sądem za złamanie zasad sanitarnych, stojąc na ulicy, patrząc w górę i rozmawiając z Monną Marią, która była przy jej oknie. Zeznał, że jest w jakiejś sprawie, kiedy Maria, która została poddana kwarantannie i przez to samotna, zawołała przez okno i zapytała, jak się miewa – odpowiedział, że wszystko u niego dobrze, gdy aresztowała go policja sanitacyjna.
Z drugiej strony nie było pasującej kontroli życia w palazzos, czy willach, ponieważ Rondinelli nie mógł zbyt dobrze pojawiać się w takich rezydencjach i w ten sam sposób sprawdzać zachowanie ich mieszkańców. Po prostu nie zostałby wpuszczony.
„Łańcuch interakcji” Rondinellego i „katalogowanie zachowań” przerywa się za każdym razem, gdy zaraza dociera do willi: narracja zatrzymuje się wtedy przed drzwiami. Był tam sługa ważnego ambasadora, który przyszedł kupić używane rękawy od sukiennika w sąsiedztwie Sisto i w ten sposób przyniósł zarazę z powrotem do domu ambasadora. W tym momencie jednak łańcuch narracyjny jest zamknięty. Rondinelli może jedynie powiedzieć, że zaraza zagrzebana w starych rękawach dotarła do domu ambasadora i spowodowała śmierć jego żony, Madonny Leonory. Nie może go dalej śledzić, jeśli chodzi o „łańcuch interakcji” kochanki z jej przyjaciółmi, służącymi, lekarzami i księdzem. Musi potem rozpocząć nowy wątek.
Kiedy nadeszła zaraza, patrycjusze często opuszczali miasto i udawali się do swoich willi na wsi, a za nimi podążała ich świta ze sługami. Sanita, wobec braku zarejestrowanych przypadków umyślnej frywolności z udziałem szlachty, nie krzywiła się na takie posunięcia. Miasto pozostawiono drobnym kupcom i robotnikom (poddawanych kwarantannie w swoich domach), żebrakom i bezdomnym przeniesionym do lazaretti oraz urzędnikom sanità, którzy rządzili na ulicach.
Ponieważ przepisy sanitacyjne regulowały głównie biednych, zgłoszone naruszenia dotyczyły prawie wyłącznie ich. Jak na ironię, chociaż uważano, że biedni nie mają siły charakteru wymaganej do ochrony współobywateli przed rozprzestrzenianiem się chorób, wiele procesów dotyczyło przypadków, w których twierdzili oni etykę społeczną, która zmuszała ich do opieki nad chorym krewnym, pomimo ryzyka. Hendelson opowiada przypadek, w którym żona piekarza była sądzona za to, że nielegalnie przyjechała do Trespiano, aby pielęgnować swoją chorą córkę, sama złapała infekcję, a po powrocie rozprzestrzeniła zarazę w swoim domu. Obrona kobiety polegała na tym, że nie mogła zostawić własnej córki bez opieki.
W innym procesie Monna d’Antonio została oskarżona o naprawienie ubrania jej syna, podczas gdy on został poddany kwarantannie piętro niżej. Sanitana policja znalazła ją, jak opuszcza koszyk ze swojego okna na jego, z myślą, że włoży do niego spodnie, żeby mogła je naprawić. Została aresztowana za to wykroczenie, ale została ukarana grzywną, gdy twierdziła w sądzie, że spełnia tylko swój obowiązek wobec syna.
Calvi opisuje również szereg przypadków, które były „przestępstwami przeciwko mieniu”, w których wykroczenie polegało na „kradzieży” niektórych osobistych rzeczy zmarłych. Rodziny często poddają recyklingowi ubrania i prześcieradła, nawet jeśli są zainfekowane, z czystej potrzeby; czasami zabierano przedmiot osobistego użytku jako pamiątkę w celu opłakiwania zmarłych (zamiast pozwolić, aby wszystkie rzeczy osobiste zmarłego zostały zniszczone przez oddelegowanych urzędników służby zdrowia). Kobieta po jej śmierci zatrzymała szal swojej siostry i została za to osądzona.
Sanità policja szybko aresztowała, ale sędziowie rzadko kazali wyroki więzienia za te przestępstwa. Skazany za kradzież mienia zmarłego został stracony tylko wtedy, gdy nie był on w stanie wykazać żadnego emocjonalnego związku ze zmarłym, ani żadnego prawa do majątku wynikającego z prawa dziedziczenia, ani nawet żadnej szczególnej potrzeby tego. Andrea Passignani był samozwańczym złodziejem, niezwiązanym z rodziną ani przyjaciółmi. Był młody i bezrobotny i wszedł do domów, które zostały zapieczętowane przez sanitę, wyłącznie w celu ograbienia zmarłych. W przeciwieństwie do innych przypadków, Passignani nie plądrował z sentymentu lub bezpośredniej potrzeby. Został powieszony w myśl logiki, że splądrowałby (i spotkał podobny los), nawet gdyby nie było epidemii.
Calvi mówi, że każde wykroczenie ze strony ubogich (i jego pobłażliwość ze strony sędziego) może być w rzeczywistości postrzegane jako nadzieja, że wszystko w końcu wróci do normy: był to moment, w którym praktyczne obawy i strategie przetrwania na przyszłość miały pierwszeństwo przed bezpośrednim kontekstem śmiertelnej i przytłaczającej choroby.
Sanita postrzegała biednych zarówno jako ofiary, jak i nieostrożnych nosicieli chorób, ale nie dawała żadnych ustępstw ani Żydom, ani prostytutkom, które uważano za całkowicie nikczemne. Podczas gdy „metafora wojny” (wróg u bram) była dość powszechna w odniesieniu do nadejścia zarazy, ludzie skorelowali ją również całkiem dosłownie z wojną i z poglądem, że choroba rozprzestrzenia się na plecach zapchlonych, wyczerpanych żołnierzy którzy przemierzali górskie przełęcze i rzeki (oraz kraje i kontynenty) bez przestrzegania przepisów sanitarnych. Gdy sanita ogłosiła kordon sanitarny przy bramach miasta, „obcy” natychmiast stali się niemile widziani.
To banał, że historia się powtarza, ale czasami tak naprawdę: szczególnie w Mediolanie strach przed obcymi (i przed chorobą) doprowadził do pogłoski o totri (namaszczacze/rozsiewacze dżumy), którzy prześlizgnęli się obok znudzonych strażników, wejdź do miasta i pocieraj zainfekowane mikstury o powierzchnie (lub pluj na nich). Wkrótce ludzie odkryli, że jest to wygodny sposób na wyrównanie osobistych rachunków. Wystarczyło wskazać osobę i krzyczeć „Unore!”, a potem najprawdopodobniej zostanie zlinczowany.
Wierzono, że „niewidzialny wróg” zaatakuje spoza murów miejskich, ale były tam grupy, które stanowiłyby najsłabsze ogniwo tego ataku. Były to społeczności, które uznano za winne „nasilonej gnicia”: Żydów, którym zabroniono wychodzenia z gett; prostytutki, o których sądzono, że wytwarzają zbyt dużo ciepła z powodu wykonywanego zawodu i co czyni je bardziej podatnymi. Prostytutkom zabroniono głośnego śmiechu, nawet w ich domach, ponieważ śmiech spowodowałby dalsze podróżowanie zepsutego powietrza. Zdarzyło się, że policja usłyszała odgłosy dwóch kobiet śmiejących się w swoich domach i wiedząc, że są prostytutkami, uznała, że wejście do środka jest w porządku. Odkryli, że oprócz tych dwóch kobiet był z nimi również młody mężczyzna, którego przebrali w karnawałowy kapelusz: wszyscy zostali zabrani do więzienia, ale później wypuszczeni (bez grzywny), ponieważ mężczyzna okazał się być ich bratem, ale przede wszystkim księdzem, i wyjaśnił sanitariuszom, że pomimo dość różnych powołań, rodzeństwo często spotyka się, żeby się pośmiać.
Sanita narzuciła kwarantannie biednym w mieście, ale Hendelson twierdzi, że w ich polityce był również element współczucia (lub przynajmniej zdrowego rozsądku). Z księgi rachunkowej we Florencji wynika, że podczas kwarantanny w 1630 r. sanità zorganizowała dostawy żywności, wina i drewna opałowego do wszystkich 30 452 domów objętych kwarantanną. Było też bogate menu: każdej osobie objętej kwarantanną przysługiwała dzienna porcja dwóch bochenków chleba i pół litra wina. Mięso w niedziele, poniedziałki i czwartki; we wtorki kiełbasa doprawiona pieprzem, koprem włoskim i rozmarynem; aw środy, piątki i soboty dostarczano ludziom ryż i ser.
Za wszystko to zapłaciła sanata i chociaż niektórzy florenccy elity skarżyli się na podatki, administratorzy uznali to za konieczne w interesie miasta.
Byłoby przydatne, gdyby współczesna dyskusja na temat epidemii wyszła poza poszukiwanie „jednego źródła”, ale raczej zaangażowała najbardziej narażone społeczności w kompleksowe inicjatywy dotyczące zdrowia publicznego.
Podziel Się Z Przyjaciółmi: